sobota, 14 września 2013

4. Elena

  Siedziałam na łóżku z podkulonymi nogami przez następne 3 godziny. Nawet nie wiedziałam kiedy to zleciało. W dłoni cały czas trzymałam łańcuszek. Zwykłą, złotą błyskotkę, która przywoływała tyle wspomnień...  Te kilka lat temu nigdy nie pomyślałabym że taka przyszłość mnie czeka. Kiedy ktoś by mi powiedział że mój brat zginie i to częściowo z mojej winy wyśmiałabym go. A tu masz babo placek.
Kiedy tylko przypomnę sobie te wszystkie dni spędzone z ojcem po tym kiedy mama odeszła przechodzą po mnie ciarki. Nie wyrabiałam psychicznie. Były takie chwile kiedy chciałam umrzeć. Wtedy moją przyjaciółką była żyletka. Zawsze cierpiał lewy nadgarstek, lecz nikt o tym nie wie. Wszyscy wiedzą że kochałam się w różnorodnych bransoletkach, dlatego nikt nie domyśla się co pod nimi ukrywam. No tak... Żyletka. Ciekawe czy jest jeszcze na swoim miejscu? Położyłam łańcuszek na łóżku i podeszłam do toaletki. Wyjęłam małe czarne pudełeczko w którym był pierścionek. Wyciągnęłam poduszeczkę wraz z pierścionkiem by ujrzeć srebrny kawałek metalu. Niepewnie chwyciłam go w palce a pudełko odłożyłam na szafkę po czym usiadłam na łóżku. Obracałam ją w palcach i przyglądałam się kilku zaschniętym kroplom krwi, które pozostały po ostatnim cięciu. Dobrze pamiętam kiedy to zrobiłam. Nie dawałam rady po ostatniej kłótni z ojcem. Wtedy pobił mnie po raz ostatni. Zrobiłam dwa mocne cięcia dla otuchy i zadzwoniłam po mame. Była zdziwiona ale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam tylko znów poczuć się bezpieczną.
Chwyciłam łańcuszek Chris'a w lewą dłoń, zamknęłam oczy i przejechałam kawałkiem zimnego i ostrego metalu po nadgarstku. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się na widok kropel krwi, które wydostały się spod mojej skóry. Zrobiłam jeszcze jedno nacięcie i odłożyłam żyletkę po czym założyłam na szyje po raz pierwszy łańcuszek mojego brata.
Miej go na szczęście. Jakby coś się nie daj Boże stało, ja zawsze będę z tobą. I wież mi, chcę abyś go nosiła. W końcu jesteś moją małą brzydulą... - Słowa mojego brata odbiły się echem w mojej głowie. Skuliłam się na łóżku i słysząc je cały czas zasnęłam.


  Kiedy się obudziłam było po 15. Przeciągnęłam się leniwie, lecz coś zaszczypiało mnie w nadgarstku. No tak... Rana. Poczłapałam do łazienki i spojrzałam w lustro. Prawie krzyknęłam kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Byłam cała czerwona, popuchnięta, rozkopana i zasmarkana. Kichnęłam na potwierdzenie słowa zasmarkana przez co wyglądałam jeszcze gorzej. Szybko przemyłam twarz wodą z mydłem i rozczesałam włosy. Po tym zabiegu wyglądałam już troszkę lepiej. Spojrzałam na swoją rękę całą we krwi. Z westchnięciem obmyłam ją czystą ciepłą wodą, wytarłam ręce w ręcznik i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na bajzel który po sobie zostawiłam i zachciało mi się rzygać. Zabrałam sie za składanie ubrań, następnie za układanie książek, zeszytów i innych takich dupereli. Kiedy już wszystko poukładałam podeszłam do łóżka by spojrzeć na telefon. Jedyną wiadomością jaka widniała na wyświetlaczu była wiadomość od operatora. Położyłam go na miejsce i zeszłam na dół. Ludności brak = cola. Wzięłam jedną puszkę i wróciłam na górę. Założyłam łososiową bluzke, czarne spodenki, zwykłe trampki i oczywiście bransoletka na lewą rękę. Oczy nadal miałam spuchnięte więc założyłam okulary. Na dworze świeciło słońce więc nie będę wyglądać idiotycznie. Wzięłam moją czarną młodzieżową torbę po czym zeszłam na dół, gdzie krzątała się Diana.
- Czyś ty zgłupiała?! Gdzie byłaś?
- Nie ważne...
- Co z tobą nie tak...? - załamała ręce i pokręciła głową z niedowierzaniem. - Meg, co sie dzieje? - spytała poważnie.
- A co ma sie dziać?
- Skąd masz ten łańcuszek?
- Co to w ogóle za przesłuchanie?! Do gazety napisz że coś sie ze mną dzieje! Może śledczy się zainteresują i ci pomogą.. - wyminęłam ją i wyszłam z domu.
Mam dość. Nie mogę mieć nawet chwili spokoju?! Ruszyłam przed siebie, nie wiedząc nawet dokąd zmierzam.


*Perspektywa Diany*

Wyszła trzaskając drzwiami. Nigdy taka nie była. Właściwie to... Była taka ale po powrocie od ojca. Jej stan psychiczny był tragiczny. Była wtedy na skraju załamania. Dopiero po dwóch miesiącach było troche lepiej ale dalej tak jakby bała sie ludzi. Nie potrafiła zrozumieć że zamierzamy jej pomóc i bała się najmniejszego ruchu z naszej strony. Kiedy oswoiła się z sytuacją zaczęła wychodzić z domu, nie mówiła gdzie wychodzi, z kim a nawet o której wróci. Zauważyliśmy że lepiej się czuła po takim spacerze więc nie mięliśmy nic przeciwko. dopiero po poł roku zaczęła wracać do jak to jej mama uznała "normalności" Widocznie potrzebowała odetchnąć, coś ją przerosło i dlatego znowu powróciła zagubiona Margaret. Dawno jej takiej nie widziałam. Nie wiem czemu ale w trakcie rozmyśleń doszłam pod drzwi pokoju Meg. Wiedziałam że nie powinnam ale ciekawość wzięła górę i uchyliłam drzwi. W pokoju było czysto, aż za czysto. Podeszłam do toaletki i spojrzałam na przypięte do niej zdjęcia. Ona naprawdę musiała kochać swojego brata. Westchnęłam delikatnie i wzięłam jedno z nich i odwróciłam. Czarnym długopisem było nabazgrane 2008. Zdjęcie było zrobione pięć lat temu. Było takie kolorowe że aż uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Odkąd poznałam Meg najczęściej ubierała się na czarno, a tu proszę. Sukieneczka do kolan w ciapki i żółte balerinki. Odłożyłam je na miejsce i spojrzałam w dół. To co tam zobaczyłam zamroziło mnie na dobre 10 sekund. Na blacie toaletki było kilka kropel krwi, które po kilku centymetrach zamieniły się w mały strumyczek. Spojrzałam na szufladkę na której też było kilka kropel czerwonej cieczy. Delikatnie wysunęłam szufladkę i zaczęłam w niej grzebać. Znalazłam tam czarne pudełeczko na biżuterię. Na początku wszystko było okej do puki nie zauważyłam że poduszka w której osadzony był pierścionek była odwrócona do góry nogami, jakby ktoś na szybko próbował coś schować. Wyjęłam kremową poduszeczkę i przyłożyłam drżącą dłoń do ust. Moim oczom ukazał się cienki kawałek metalu cały oblepiony krwią. To nie mogła być prawda. Meg nie mogła się ciąć. To nie było w jej stylu. Nawet nigdy nie widziałam ja jej dłoniach ani jednego nacięcia. Coś czuję że będę musiała sobie z nią poważnie porozmawiać, nawet jeśli będzie chciała wyrzucić mnie z pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się bezmyślnie patrzeć w ścianę naprzeciwko mnie.


*Perspektywa Margaret*

Właśnie wracałam do domu kiedy ktoś mnie zaczepił.
- Przepraszam - do moich uszu dobiegł dziewczęcy, bardzo przyjemny głos.
- Słucham? - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Moje samopoczucie było w lepszym stanie więc mogłam przemóc się na lekki uśmiech.
- Nie wiesz może gdzie jest ulica dorset?
- Jasne, że wiem. W końcu tam mieszkam... - powiedziałam lekko zmieszana.
- Wiesz, wyszłam na mały spacer w celu rozpoznania okolicy i jakoś się zgubiłam...
- Mogę cię tam zaprowadzić jeśli chcesz - uśmiechnęłam się.
- Jasne - posłała mi niepewny uśmiech.- Jestem Elena.
- Umm Margaret - podałam jej rękę lekko niepewnie.
- Ładnie tutaj. Mogę się przyzwyczaić.
- Kiedy się tu przeprowadziłaś?
- Wczoraj wieczorem. Była dość głośna balanga u sąsiadów. Mieszkam kilka domów dalej ale i tak było lekko za głośno. - na jej twarzy pojawił się grymas
- Przepraszam.
- Za co?
- To u mnie. Umm.. Miałam wesele - przełknęłam ślinę.
- Ty?!
- Nie! Nie w tym sensie! Moja mama pobrała się drugi raz.
- Aha, a co z tatą? - na te słowa lekko się spięłam.
- Możemy o tym nie rozmawiać..?
- Jasne, przepraszam.
Doszłyśmy wolnym krokiem pod mój dom. Dowiedziałam się dużo ciekawych rzeczy, na przykład to że pełne imię Eleny to Eleanor Marie Scott i mieszka dokładnie pięć domów ode mnie. To miła dziewczyna ale dalej nie jestem co do niej przekonana. Nie wiem co jest z nią nie tak ale podejrzewam że mam po prostu uprzedzenie do nowo poznanych osób. Weszłam do domu i zmęczonym krokiem poszłam w stronę swojego pokoju. Ten spacer naprawdę dobrze mi zrobił. Otwarłam drzwi i zamarłam na to co tam zobaczyłam.
- Diana...?
- Co to jest?! -  krzyknęła na co odruchowo upuściłam swoją torbę.


~*~
Nowa bohaterka z zakładce Bohaterowie.
Najmocniej przepraszam za opóźnienie. Miałam dużo weny i nadal mam ale nie miałam w ogóle czau pisać. Mam nadzieję że mi wybaczycie.
A więc Meg się tnie. Zobaczymy co powie Dianie i jak usprawiedliwi swoją głupotę. Od razu mówię że ten blog będzie nietypowy, bo mam taki na niego pomysł jakiego jeszcze w żadnym FF nie było :) Mam nadzieję że jeszcze w tym miesiącu dodam chociaż jeden dział, bo nie wiem jak to z nauką będzie w październiku. 3 klasa to jednak nie radość... Do kwietnia musimy przerobić cały materiał. Aż rzygać mi się chce jak o tym pomyślę.
Mam nadzieję że aż taki zły ten rozdzialik nie jest. Czekam na jakieś komentarze. :3
Do następnego :3 <3

wtorek, 23 lipca 2013

3. Pijany nie zawsze ma szczęście.

  Wstałam z leżaka i udałam się w kierunku domu. Nadal byłam cała przemoczona, moje włosy wyglądały jak gówno, sukienka przykleiła się do mnie jak rzep do psiego ogona ale miałam to gdzieś. Pomimo ciągłego szumienia w uszach i bólu głowy szłam i niczego nie dałam po sobie poznać. Okrążyłam dom, tylko po to żeby się do niego dostać. Kiedy byłam już w środku skierowałam się do mojego pokoju, po drodze spotykając kilku chłopaków, których nie znałam, i którzy gwizdali na mój widok. Westchnęłam i weszłam do swojego pokoju od razu rzucając się na szafę. Zdecydowałam że nie mam nic odpowiedniego więc poprostu nie zejdę już na dół, przebiorę się w piżamę i obejrzę jakiś film na komputerze, albo poprostu poczytam książkę. Przy tak głośnej muzyce jaka wydobywała się z namiotu raczej nie zdołałabym zasnąć. Wzięłam piżamę i skierowałam się do łazienki zwijając za sobą czystą bieliznę. W tym momencie chyba wiedziałam skąd taka reakcja chłopaków na mój widok. Moja sukienka była tak przyklejona do mojego ciała że przebiła przez nią moja czerwona koronkowa bielizna, której majtki były dość skąpe. Z niesmakiem ściągnęłam z siebie mokrą sukienkę, z której dosłownie kapało oraz mokrą bieliznę i weszłam pod prysznic. Ciepłe krople wody otulały moje ciało na chwilę wciągając mnie w inny świat. Zapomniałam o wszystkim. Prysznic zawszę tak na mnie działał, praktycznie od małego. A właściwie to od śmieci brata. Jedyne miejsce gdzie miałam spokój to właśnie łazienka, gdzie brałam długie kąpiele i zapominałam o Bożym świecie. To była właśnie jedna chwil kiedy chciałam zapomnieć. Zapomnieć że poznałam kogoś takiego jak Justin. Czując, że mi wystarczy, po jakichś 30 minutach zakręciłam wodę, ubrałam się i wyszłam z łazienki. Odruchowo spojrzałam przez okno i usmiechnęłam się na ten widok. Ujrzałam ludzi bawiących się w najlepsze, setki włączonych lampek choinkowych zdobiących ogród a nad tym wszystkim, niebo pełne gwiazd które wisiało nad tym wszystkim czuwając i dając moim rodzicom niezapomnianą noc. Nie mogłam się powstrzymać i mimo dość ekstrawaganckiej koszulki nocnej wyszłam na balkon. Zauważyłam że pod moim oknem była rozłożona trampolina po której skakała młodsza częć rodziny. Widząc ich radość na mojej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech. Akurat zaczęła lecieć polska piosenka, którą bardzo lubiłam. Tak w ogóle to lubiłam niektóre piosenki polskich wykonawców. Ta była wyjątkowa. Miała w sobie coś magicznego, coś że mimo iż nie lubię tego robić, zaczęłam ją śpiewać.


Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz,
Coś kończy się żeby coś mogło trwać,
Ta brakująca część ukryta tu gdzieś,
Do pełni szczęścia brak nam jej.


Te słowa miały dla mnie głębokie znaczenie. To prawda że nie można mieć wszystkiego na raz. Ja nie mogłam mieć rodziny i brata. Straciłam wszystko. Chociaż próbowałam to zrozumieć, to nie potrafiłam. Inne dzieci miały to naczym zależało mi najbardziej - rodzinę. Moja rozleciała się kiedy miałam 10 lat, a to wszystko to moja wina. Wspomnienia przeleciały przez moją głowę. Każdy moment dnia, którego miało nie być.


- Jeszcze raz dziękuję ci że tu ze mną przyjechałaś. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne.
- Ojj żebyś się nie zdziwił, bo wiem - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale naprawdę, dziękuję - uśmiechnął się szczerze i mnie przytulił.
- Dobrze, jedź już i dokop tym gnojkom.
- Margaret! Słownictwo! - zaśmiał się udając głos mamy
- Ohh zamknij się i jedź... - już chciałam odejść od samochodu ale zatrzymał mnie.
- Zaczekaj. Chciałem ci coś dać. - Puścił moją rękę i zdjął łańcuszek. - Załóż go.
- Nie, jaa... ja nie mogę...
- Zamknij się i weź. Miej go na szczęście. Jakby coś się nie daj Boże stało, ja zawsze będę z tobą. I wież mi, chcę abyś go nosiła. W końcu jesteś moją małą brzydulą - rozczochrał mi włosy. - Kiedy kogoś pokochasz, i będziesz wiedziała że to właśnie ten facet jest tym jedynym rozłącz go. Serce pozostaw sobie a kluczyk daj temu pechowcowi. - zaśmiał się.
- Dziękuję - odpowiedziałam, dałam mu buziaka w policzek i odsunęłam się wracając do grupy ludzi, którzy kibicowali uczestnikom.
Kiedy tylko pojawiło się zielone światło, ruszyli. Chris wychodził na prowadzenie i to mnie bardzo cieszyło. Uśmiech zniknął mi z twarzy kiedy zauważyłam że coś jest nie tak. Samochód zaczął jechać slalomem, kiedy w końcu wjechał w mur.
- Nie!!! - krzyknęłam, ale było już za późno.


Nawet się nie zorientowałam kiedy zaczęłam płakać. Te wizje były takie wyraziste, jakby stało się to poprzedniego dnia. Zaczęłam szybko dyszeć i wróciłam do pokoju. Nie zważając na swój strój zeszłam na dół do kuchni i zalałam sobie do szklanki wody gazowanej. Miałam gdzieś wzrok wszystkich gapiów, ja po prostu chciałam zapomnieć. W tym momenie naszłą mnie ciekawa myśl. Skierowałam się do salonu, i zatrzymałam wzrok na dębowym meblu, zwanym barek, gdzie moi rodzice chowali alkohol. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam z niego pierwszą lepszą butelkę, po czym wróciłam na górę i zamknęłam za sobą drzwi na klucz, który wrzuciłam do kieszeni. Jutro i tak wszyscy będą skacowani więc nikt nie zauważy czy się schlałam czy nie. Wzięłam pierwszy łyk, przez który na mojej twarzy pojawił się grymas. Ciecz paliła mnie w gardło przez co kilka razy zakaszlałam ale później łatwo poszło. Nim się obejrzałam poszła cała butelka, przez co zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie kierowałam nad tym co robiłam a nie mogłam nic na to poradzić. Bez świadomości wyszłam na balkon i spojrzałam w dół. Widziałam pustą trampolinę, co wywołało mój śmiech. Smiałam się cały czas i nie zwracałam uwagi na głupie spojrzenia innych ludzi.
- Meg?! Meggie chodź do nas!- usłyszałam podekscytowany krzyk Diany z dołu.
- Nie - powiedziałam dalej śmiejąc się jak głupia przy czym strasznie mocno wychyliłam się przez poręcz.
- Jezu, ona jest pijana - Diana przyłożyła rękę do ust z przerażeniem.- Margaret nie ruszaj się! - zauważyłam że biegnie w stronę wejścia do domu na co wzruszyłam ramionami i przeszłam przez barierkę, tak że stałam na krawędzi i wystarczyło tylko że się puszczę i polecę w dół.
- Margaret, nie wygłupiaj się i zejdź stamtąd! - krzyczał Alex, ale jak grochem o ścianę. Dalej uśmiechałam się jak głupia i patrzyłam w dół. Szczerze, to niezłe zbiegowisko się uzbierało.
- Alvin, to nie jest śmieszne, zejdź stamtąd natychmiast. - warknął "pan wielkie ego".
- Spadaj - odwarknęłam i spojrzałam na trampolinę. Czułam jakby wołała do mnie: "Skacz na mnie!"  Lekko odchyliłam się do przodu.
- Margaret, nie waż się skakać! - tym rzem Pattie próbowała swoich sił, na marnę. Obróciłam się i zobaczyłam że ktoś szarpie za klamkę i wali w drzwi. Nie przejęłam się zbytnio, jeszcze raz spojrzałam w dół, wychyliłam nogę i odbiłam się z drugiej co zaowocowało moim upadkiem w dół. Nigdy nie czułam takiej adrenaliny jak wtedy. Z moich ust wydobył się krzyk, ale nie bałam się. Pewnie po części była to zasługa wypitych przeze mnie procentów, ale też pewnie adrenaliny, którą chciałam poczuć. W końcu poczułam że moje ciało odbija się od materiału trampoliny i znowu znajduje się w powietrzu i tak kilka razy aż w końcu przestałam i leżałam plackiem na samym jej środku. Usiadłam na prosto, rozejrzałam się i widząc wystraszone miny wszystkich zebranych zaczęłam się śmiać.
- No co? - spytałam, kiedy się uspokoiłam.
- Czyś ty do reszty zgłupiała?! - krzyknęła na mnie matka.
- To podchwytliwe pytanie? - uniosłam brew
- Ja już nie mam do niej siły...
- Justin, zaprowadź ją do pokoju, ja pogadam z jej matką - usłyszałam szept Pattie.
Bieber podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Nie protestowałam, nie przy ludziach. Sciągnął mnie z trampoliny i ruszył do wejścia do domu.
- Okej, koniec przedstawienia. Możesz mnie puścić - powiedziałam, kiedy tylko przekroszyliśmy próg mieszkania.
- Tak, masz rację. - posłał mi oburzone spojrzenie i postawił mnie na ziemie.
- dziękuję. - rzuciłam obojętnie i ruszyłam na górę. Pod moimi drzwiami stała Diana, która trzeba przyznać nie była zadowolona z tego że widzi mnie przed sobą.
- Margaret?! A-ale...jak..? - dziewczyna się jąkała na co wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi kluczem. - Ooooo nie. Nie mów mi że skoczyłaś. - nie odpowiedziałam - Meg do jasnej cholery jak możesz być taka bezmyślna?! Wiesz że właśnie zniszczyłaś najlepszy dzień w życiu swojej matki?!
- Ona już miała najlepszy dzień w życiu!
- Widocznie tamto życie nie rozpoczęło się tak dobrze że układa je sobie na nowo!
- Masz na myśli to że beze mnie była by szczęśliwsza?!
- Jak byś tego nie zrobiła to pewnie powiedziałabym że nie, ale po tej szopce co odstawiłaś mogę tylko stwierdzić że tak, pewnie dzisiaj gdyby ciebie nie było byłaby szczęsliwsza!
- W takim razie wyjdź stąd! Może ty bez mojego towarzystwa też będziesz szczęśliwsza!
- I wież mi, że tak zrobie! - krzyknęła i wyszła trzaskając drzwiami. Chwilę stałam w miejscu i próbowałam przetworzyć to co stało się w ciągu ostatnich 10-ciu minut. Doszło do mnie tylko to że skoczyłam i zniszczyłam wesele własnej matce. Westchnęłam i zatoczyłam się do szafy. Nie miałam ochoty trzyamć się tego jak ubierałam się zwykle więc wybrałam pierwsze lepsze rzeczy. Wyjęłam żółtą neonową koszulę bez rękawa, czarne legginsy a z dołu szafy wygrzebałam neonowe vansy żeby chociaż coś było pod kolor. Poprawiłam rzęsy czarnym wodoodpornym tuszem i z szufladki biurka wyciągnęłam okulary przeciwsłoneczne, które założyłam na nos by ukryć oczy pełne łez, które z impetem napływały mi do oczu. Z czasem było ich coraz więcej aż w końcu zaczęły tworzyć dwa małe wodospady na moich policzkach. Wsunęłam na lewą rękę kilka bransoletek i założyłam kolczyki w kształcie serca. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Przynajmniej muszę stwarzać pozory że nic się nie stało i że nie jestem zdołowana. Spojrzałam w lustro i muszę stwierdzić że nie wyglądałam źle a wręc przeciwnie. Zwykle ubierałam się buntowniczo, typu ćwieki, conversy a moim kolorem przewodnim był czarny. Tylko na okazje ubierałam się wesoło, na przykład na ślub mojej matki ubrałam żółtą sukienkę i szpilki. Teraz wyglądałam bardziej....dziewczęco? Parsknęłam i pokręciłam przecząco głową. Czym ja się przejmuję? Ubranie jak ubranie. Każde jest po to żeby nie świecić tyłkiem przy ludziach. Podeszłam do drzwi i wyszłam z domu. Muzyka dalej grała w najlepsze a ludzie bawili się, skakali, tańczyli, pili i dobrze im się żyło. Przynajmniej w tym momencie. Skierowałam się w stronę parku. Było ciemno ale nie przeszkadzało mi to. W okół mnie nie było ani jednej żywej duszy co było mi na rękę. Nogi poniosły mnie wąską ścieżką aż nad rzekę. Poszłam bardziej w głąb lasku aż znalazłam ławkę. Usiadłam tam i zaczęłam rozmyślać. O wszystkim. O tacie, o mamie, o dzisiejszym dniu i o życiu. Mimo iż czułam jak procenty dryfują w moim krwiobiegu w tym momencie dobrze wiedziałam co robię. Nie czułam się pijana choć trochę kręciło mi się w głowie. Uznałam to za przejaw choroby, zwanej głupotą. No tak, geniusz to ja mam wrodzony. W głowie cały czas bębniły mi słowa Diany "pewnie dzisiaj gdyby ciebie nie było byłaby szczęsliwsza". Te słowa odbijały się echem w mojej głowie, aż rozbolały mnie skronie. Nie miałam ochoty dzisiaj już wracać do domu, a to że noc była ciepła tylko mnie pocieszyło. Co ja właściwie zrobiłam? Co strzeliło mi do głowy żeby skoczyć z balkonu?! Naprawdę jestem aż tak lekkomyślna?! Skuliłam się na ławce i zaczęłam się rozluźniać, by choć na moment zapomnieć o tym że żyję. Ku mojemu zdziwieniu, szybko poszło. Zasnęłam w ciągu...ośmiu minut?

   Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Nie wiedziałam gdzie jestem i co ja właściwie robiłam w tym miejscu. Rozejrzałam się i stwierdziłam że jestem w parku. Podniosłam się szybko, co było błędem gdyż moje skronie zabolały tak jakby coś wybuchło mi w głowie. Skuliłam się na ławce i próbowałam je trochę rozmasować ale na nic. Tym razem powoli wstałam i podparłam się ławki. No tak. Whiskey to nie był dobry pomysł... Odepchnęłam się delikatnie od jednej ze sztachetek oparcia i stanęłam prosto. Stałam tak kilka sekund i ruszyłam z powrotem do domu cały czas trzymając się za głowę. Chciało mi się zwymiotować ale powstrzymywałam się by nie upokorzyć się publicznie. Przechodziłam właśnie obok domu Bieberów, kiedy kątem oka zauważyłam w oknie postać. Po rozwalonej fryzurze stwierdziłam że to Justin. Patrzył na mnie i przeszywał mnie wzrokiem. Dosłownie czułam jak wiercił mi dzióry w ciele. Przestałam masować skronie i spuściłam głowę. Miałam okulary na nosie ale czułam że mimo wszystko i tak wyglądam okropnie. Wreszcie doszłam do drzwi i delitatnie je uchyliłam. W domu, ogrodzie jak i w mojej głowie panował czysty haos. Ja na pewno nie będę tego sprzątać, pomyślałam i ruszyłam po cichu na górę. Szybko przebrałam się w piżamę a ubrania jak zwyklę porozrzucałam po całym pokoju. Zegarek jak na złość przestał działać więc zaczęłam szukać mojego telefonu, który były w kieszeni czarnych szortów w których byłam w szkole poprzedniego dnia. Jak się okazało jakimś cudem były one pod łóżkiem. Rzuciłam się na nie jak szczerbaty na sztuczną szczękę i spojrzałam na wyświetlacz. 8 rano. To by wyjaśniało dlaczego wszyscy śpią. Na ekranie widniało 12 nieodebraych połączeń od Diany, 4 od Kim i 2 od nieznanego numeru. Prychnęłam i oparłam się o łóżko. Od niechcenia spojrzałam pod nie, a papierowe pudełko po butach przykuło moją uwagę. Wyciągnęłam je i zajrzałam do środka. W środku znajdował się stary album na zdjęcia i jakieś małe plastikowe pudełeczko. Zajrzałam do środka i jedna samotna łza spłynęła po moim policzku, którą natychmiast starłam. Wyciągnęłam ze środka srebrny łańcuszek i usiadłam na łóżku. Teraz rozkleiłam się kompletnie. Spojrzałam na album, który otworzyłam na pierwszej stronie. Byłam tam ja i Chris bawiący się w basenie. Przypomniał mi się ten dzień tak dokładnie, że zdawałoby się że było to wczoraj. Od niechcenia spojrzałam w okno i z zaskoczenia aż podskoczyłam.  Na balkonie stał we własnej osobie Justin Bieber. Zaczęłam się go powoli bać. Wpatrywał się we mnie jak chory psychicznie. Przestraszyłam się i szybko podeszłam do okna po czym zasunęłam rolety. Pomyślałam że mam zwidy i potrzebuje psychiatry albo to on go potrzebuje.

~*~
Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY!!!!!

Nie jestem na swoim komputerze i mi tu błędów nie wykrywa.
Dzisiaj rano przyjechałam do cioci na tydzień więc rozdział może być troszkę opóźniony.
Udało mi się skopiować (na szczęście pamiętałam by to zrobić) na bloggera bo zazwyczaj pisze w notatniku na pulpicie.
Macie szczęście że ciocia ma  WI-FI i i komputer xD
Dziękuję wszystkim, którzy czytają <3
Błędy poprawie jak wrócę do domu :)
Ktoś się tu niecierpliwił więc pisałam na szybko xDD
TAK MARTYNA MÓWIĘ O TOBIE!!!
Do następnego <3


sobota, 6 lipca 2013

2. Więc tak pogrywasz?

   Obudziłam się o poranku. Słońce świeciło niemiłosiernie, więc zapowiadał się cudny dzień, w sam raz na wesele w ogrodzie. Wstałam pełna energii i skocznym krokiem podeszłam do stolika nocnego a z mojego gardła wydobyło się głośne warknięcie. Przypomniało mi się, że nie mam już okularów. Podeszłam do szafy by wyciągnąć z niej swoją żółtą kreację na dzisiejsze południe i czarno-różową na wesele, rozłożyłam je na łóżku po czym weszłam do łazienki zabierając ze sobą czyste ubrania. Znowu westchnęłam na swój wygląd i zaczęłam wykonywać poranne czynności. Po niecałych 15 minutach ubrana zeszłam do salonu, gdzie zobaczyłam karteczkę.


Kochani, pojechałem do Max'a się przygotować. Widzenie panny młodej przed ślubem ponoć przynosi pecha więc wole nie ryzykować. Spotkamy się w kościele. ~ Alex


Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam szykować coś do jedzenia, a że jestem w tym cienka zaczęłam się brać tylko za jajecznice. Reszta to robota Diany.
Kiedy skończyłam robić jajecznicę do kuchni jak na zawołanie przyszła mama z Dianą. Uśmiechnęłam się złośliwie do przyszłej siostry i skinęłam w stronę chlebaka. Wiedząc o co mi chodzi cicho jęknęła i podreptała do lodówki, a ja w tym czasie nałożyłam mamie jajecznicy.
- I jak tam przed wielkim wydarzeniem? - spytałam z uśmiechem.
- Na pewno lepiej niż za pierwszym razem - westchnęła, ale zaraz po tym na jej twarz wkradł się uśmiech. - Ładnie wyglądasz - podparła się na łokciu i zaczęła mnie badać wzrokiem.
- Mamo, błagam... Myślałam że aż tak nie widać i że nie zauważyłaś...
- Jak mogę nie zauważyć takiej zmiany u własnego dziecka?!
- Nie wiem, ale troszkę mnie to krępuje...
- Ohh przestań. Ahhh... trzeba jeszcze donieść cztery krzesła z piwnicy,
- Po co aż cztery? - spytała Diana, która właśnie szła z chlebem.
- Zapomniałam policzyć Pattie i dzieci. - kobieta uśmiechnęła się a świat w okół mnie się zatrzymał. Justin na weselu mojej matki?! Ja i Justin oddaleni od siebie o kilka metrów na weselu mojej matki?!  To nie może mieć happy endu... Nienawidzimy się odkąd się tu przeprowadziłam i szczerze mówiąc cieszy mnie to.
- Margaret!! - moje rozmyślenia przerwała Diana machając ręką przed moimi oczami.
- Tak?
- Odpłynęłaś...
- Przepraszam. Mamo, ale dlaczego Pattie? To nie jest rodzina.
- Ale przyjaciółka owszem. To jak rodzina...
- Ohhh Boże mamo. Ty wiesz że ja się nienawidzę z Justinem. Chcesz żeby to wesele było jedną wielką katastrofą? My nie możemy usiedzieć razem w szkole a co dopiero na jednym placu oddaleni od siebie o kilka metrów.
- Nie będzie katastrofą, ponieważ ty o to zadbasz.
- Błagam cię. Myślisz że to ode mnie zależy?
- Tak, a teraz migiem po krzesełka. - na te słowa z moich ust wydobyło się ciche warknięcie, po czym ruszyłam do piwnicy.
Po kolei nosiłam krzesła patrząc jak wynajęci ludzie dopinają wszystko na ostatni guzik. Widok był zniewalający. Sama chciałabym mieć takie wesele... Trzeba przyznać że fajnie jest mieć "tate" architekta.
Po niedługiej chwili uznałam że czas się szykować. Weszłam z powrotem na górę i zaczęłam zajmować się moimi włosami. Grubymi, rudymi, długimi włosami... To cud jeżeli wyjdzie na nich jakakolwiek fryzura... Zabrałam się za ich mycie, a potem delikatnie je podsuszyłam, następnie zakręcając je na papiloty o dużej średnicy po czym zaczęłam suszyć je do końca. Postanowiłam zostawić je do wyjścia i zaczęłam ubierać żółtą sukienkę  sięgającą do kolan. Laura miała mieć taki sam fason tylko koloru pomarańczowego. Tak samo miało być na weselu, ja zakładam czarno-różową sukienkę, a ona czarno-zieloną. Otworzyłam szafę i spojrzałam na jej dno. Leżały tam żółte szpilki na platformie. Założyłam je i usiadłam przed toaletką. Zaczęłam robić sobie delikatny makijaż jedynie mocniej podkreślając oczy i uwydatniając usta. Zadowolona z efektu zerknęłam na zegarek. Zbliżała się 10, więc zeszłam na dół. Była tam mama, Diana i kosmetyczka, która właśnie kończyła robić makijaż pannie młodej. Diana tak jak się umówiłyśmy kilka dni wcześniej miała taką samą sukienkę jak ja tylko w kolorze pomarańczowym i do tego pomarańczowe szpilki na platformie . Ku mojemu zdziwieniu również miała na głowie papiloty.
- Ładnie wyglądasz siostrzyczko - stwierdziłam z uśmiechem podkreślając słowo "siostrzyczko"
- Ty też niczego sobie - zaczęłyśmy się śmiać jak głupie. - okej starczy bo mi tapeta odpadnie... - wybuchłyśmy jeszcze większym śmiechem.
- Widzę że ktoś już opróżnił przynajmniej jedną butelkę szampana...- zaśmiała się kosmetyczka.
- No wie pani co?! - stwierdziłam oburzona - Ja nie pijam takiego badziewia - teraz wszystkie w czwórkę pękałyśmy ze śmiechu.
- To ty pijesz...? - spytała moja mama z uniesioną brwią zaraz po tym jak się uspokoiłyśmy.
- Yyyyy... to ja już może pójdę ściągnąć papiloty... - wykręciłam się i zniknęłam w swoim pokoju.


  Czas leciał strasznie szybko. Nim się obejrzałam moja mama i "tata" powiedzieli sobie sakramentalne "tak". Wszyscy zaczęli zjeżdżać się do naszego domu. Nie zabrakło cioci Bethy, wujka Greg'a i oczywiście dziadków. Wszystko byłoby wspaniale gdyby nie on. Rozmawiał z moimi kuzynkami (czyt. kolejnymi zdobyczami na jedną noc). Wzruszyłam ramionami i poszłam witać się z moją nową częścią rodziny. Poznałam moich nowych "dziadków", "wujków" i "kuzynów". Każdy chciał ze mną pogadać więc bardzo szybko zrobiło się ciemno. Jak dotąd obyło się bez rozmowy z panem "wielkie ego". Przeszłam się na tyły domu gdzie był wielki basen i kilka leżaków oświetlonych lampami, które dodawały nastroju. Ściągnęłam szpilki i ułożyłam się na jednym z nich. Nawet tu było kilka osób, którzy nawet do tego stopnia poczuli się jak w domu że spędzali wieczór w basenie.
- Margaret?! - usłyszałam czyjś głos nade mną.
- Katty? Emma? Kim?! - krzyknęłam z entuzjazmem i rzuciłam się na nie.
- Ale ty się zmieniłaś... Już nie masz tych okularów, aparatu... i w ogóle inaczej się ubierasz... - paplała największa papla w rodzinie - Emma.
- Ale włosy dalej masz te same... No może troszkę dłuższe i bardziej zadbane. - Katty.
- Wyglądasz sexyy - krzyknęła Kim po czy znowu mocno mnie przytuliły.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Wiesz może kto to jest...? - zaciekawiona Emm wskazała mi Justina.
- Sąsiad...
- Tylko tyle?! Myślałyśmy że powiesz coś więcej, np. że top twój chłopak, mąż a może nawet ojciec twoich dzieci..? - Na słowa Katt zakrztusiłam się powietrzem.
- Ahahahaahahahahahahahahah W ŻYCIU. Nienawidzę go bardziej niż siebie samej.
- Aaaa no to grubsza sprawa. W takim razie wolny...? - Emma uśmiechnęła się w jego kierunku.
- Tak ale radzę nie korzystać. - uśmiechnęłam się blado. - No to opowiadajcie co u was.
- Dobry wieczór - Podszedł do nas Justin
- Hej - uśmiechnęły się wszystkie trzy na co westchnęłam i założyłam ręce na piersi.
- Emm, to jak? Przespacerujemy się razem?
- Jasne - pisnęła moja kuzynka.
- Nie. - odpowiedziałam twardo kiedy chwycił ją za rękę.
- Co...? - Spytał zmieszany.
- Ona nigdzie z tobą nie pójdzie - chwyciłam ją za drugą rękę i pociągnęłam w moją stronę.
- A to dlaczego? - uśmiechnął się głupio.
- Po prostu nie! Jak chcesz pobzykać to idź do burdelu a nie na wesele! - krzyknęłam na co resztka ludzi która przebywała po tej części domu spojrzeli na mnie ze zdziwieniem i wycofała się wiedząc że będzie awantura. No tak.. Córeczka pani Davies mówi o pieprzeniu na jej własnym weselu. Geniusz to ja mam chyba wrodzony. Spojrzałam jeszcze raz na pana wielkie ego, który aż się pienił ale próbował to zamaskować.
- Nie wiem kim jesteś, ale może trochę grzeczniej, co..? - puścił Emme, która cofnęła się do reszty kuzynek po czym mocno chwycił mnie za ramie. Poczułam od niego alkohol.
- Pieprz się - splunęłam mu w twarz.
- Więc tak pogrywasz? - Ścisnął moją drugą rękę i zaczął mnie cofać. Olśniło mnie że zaraz za mną jest basen.
- Puść mnie! Do jasnej cholery...! Justin! - pisnęłam po czym poczułam że za mną nie ma już kafelek, tylko przepaść do głębokiego basenu z chłodną wodą. Wiedziałam że nic mi nie pomoże więc chwyciłam go za koszulę, odskoczyłam i pociągnęłam za sobą do basenu.
- Meg!! - usłyszałam głos Diany. Ona jako jedyna wiedziała że nie umiem pływać. Z niewiadomych przyczyn chwycił mnie skurcz i skuliłam się z bólu co zaowocowało że znalazłam się pod taflą wody. Zapomniałam chwycić powietrza a w moich płucach poczułam nieprzyjemny skurcz w płucach. Z bólu zachłysnęłam się wodą i zaczęłam się dusić. Wiedziałam że zaraz będzie po mnie.


*Perspektywa Justina*

- Po prostu nie! Jak chcesz pobzykać to idź do burdelu, a nie na wesele! - krzyknęła, przez co kilkoro ludzi się na nas dziwnie spojrzało i wycofało z powrotem do ogrodu. Wypite procenty zaczęły działać i straciłem nad sobą kontrolę.
- Nie wiem kim jesteś, ale może trochę grzeczniej, co...? - wysyczałem na co ona prychnęła. Irytowała mnie ta laska.
- Pieprz się - syknęła, plując mi na twarz. Wtedy dziewczyna przegięła pałkę. Chciała wojny, to będzie ją miała.
- Więc tak pogrywasz? - chwyciłem ją na drugą rękę i zacząłem pchać to basenu.
- Puść mnie! Do jasnej cholery...! Justin! - pisnęła. Kiedy byliśmy już nad wodą chwyciła mnie za koszulkę i odskoczyła do basenu, przez co poleciałem razem z nią. Nie taki był plan ale przynajmniej w ciepły dzień się trochę orzeźwiłem.
- Meg!! - krzyknęła jakaś blondynka przerażonym głosem po czym wskoczyła do basenu. Coś mi się zdawało że to była Diana, siostra Alvina. Chwila... Meg?! Cholera jasna to Margaret Davies?! Moja sąsiadka?! To niemożliwe... Alvin wygląda inaczej... ma ciemnozielone oczy, okulary, aparat na zębach, rude włosy... Chwila wstecz. Rude włosy + zielone oczy?! Kurwa mać! - otrzeźwiałem i zanurkowałem po dziewczynę, która dość długo nie wypływała na powierzchnię. Pod wodą leżała mała, zgrabna osóbka, której oczy były zamknięte a włosy unosiły się jej na wszystkie możliwe strony w okół twarzy. Bez namysłu chwyciłem ją w pasie i wyciągnąłem na powierzchnię, akurat w tym momencie kiedy podpłynęła jej przyrodnia siostra.
Spojrzała na nią, na dziewczyny, które stały za mną ale kompletnie o nich zapomniałem i dopiero na mnie ale już z mordem wypisanym na twarzy po czym sprzedała mi plaskacza w twarz.
- Yyy... tak, należało mi się. - przytaknąłem i położyłem dziewczynę na kafelkach by podciągnąć się na rękach i wyjść z basenu.
 Dziewczyna nie ruszała się, nie oddychała i była strasznie blada. Diana nie tracąc chwili zrobiła jej masaż serca i sztuczne oddychanie.
- Meg! Margaret, otwórz oczy! Meggie, masz otworzyć oczy, natychmiast! - krzyczała Diana a ja zacząłem panikować, lecz nie okazywałem tego. Rudowłosa nie ruszała się w dalszym ciągu a mi zaczęło się robić duszno. W pewnym momencie usłyszałem głośny kaszel.


*Perspektywa Margaret*

 Myślałam, że to koniec i wreszcie będę miała święty spokój z tym debilem, ale nie. Ktoś musiał mnie do jasnej cholery wyciągnąć z tej wody. Niespodziewanie usłyszałam że ktoś krzyczy moje imie. Zaczęłam się dusić wodą, która za wszelką cenę próbowała wydostać się z moich płuc by na jej miejsce mogło wejść powietrze. W głowie nadal mi szumiało od nadmiaru wody w uszach,  w nosie czułam zapach chloru a w płucach jego smak. Zrobiło mi się niedobrze.
Po krótkim czasie zabrałam się na otworzenie oczu. Struga światła lamp wdarła się do moich oczu, przez co musiałam je zmrużyć. Zobaczyłam nad sobą cztery postacie. Rozpoznałam w nich moją siostrę i kuzynki. Wreszcie wzięłam jeden porządny wdech w płuca, przez co znowu dopadł mnie kaszel.
Kiedy już się ogarnęłam podniosłam się z podłogi i usiadłam na leżaku. Zaczęłam się rozglądać, i przyzwyczajać zamglone oczy do obrazu, przez co coś zauważyłam, a mianowicie kogoś. Stał oparty o mur i patrzył się w jeden martwy punkt. Nieoczekiwanie spojrzał na mnie, posłał mi wredne spojrzenie i dołączył do reszty bawiących się ludzi. W tym momencie poczułam do niego jeszcze większą nienawiść.

~*~
No hej :)
Jestem z opóźnionym rozdziałem, ale jestem :P
Był napisany już dwa dni temu ale nie umiałam się zebrać żeby go dodać.
Mam nadzieję że się spodoba. :)

Obserwację, ze względów etycznych przeniosłam na sam dół xD
Potem pomyślę gdzie ją wcisnąć.
Do następnego :))

poniedziałek, 1 lipca 2013

Obserwatorzy

Prawdopodobnie zostanie wyłączona opcja obserwowania blogów a zostanie ona zastąpiona obserwowaniem za pomocą obserwacji "google+"
Do dupy to wszystko ale ok...:/
Prawdopodobnie dlatego że dopiero zaczęłam pisać na tym blogu przeniosę go całkowicie na bloblo.
Jakby co linka podam tutaj :))

PS.Rozdział powinien pojawić się już jutro :D

czwartek, 30 maja 2013

1. To nie będzie Ci potrzebne...

 JUSTIN W OPOWIADANIU NIE JEST SŁAWNY


* Pisane z perspektywy Margaret *

  Moich uszu dobiegł najbardziej znienawidzony dźwięk od czasów szkoły - budzik. Leniwie otwarłam oczy próbując przyzwyczaić się do światła parzącego mnie w twarz, które padało na nią przez odsłonięte okno. No tak, pewnie znowu zapomniałam zasłonić rolety. Ze znudzeniem podniosłam się do pozycji siedzącej i zwlekłam się z łóżka. Podeszłam do szafy jednocześnie przeczesując ręką rozkopane włosy. Po krótszym zastanowieniu postanowiłam założyć czarne szorty przyozdabiane ćwiekami, luźną bluzkę galaxy i czarne conversy. Wolnym krokiem poczłapałam do łazienki zabierając po drodze czystą bieliznę z komody i weszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie brudne ubrania, włożyłam do kosza na brudy i weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody pieścił moje ciało co sprawiło że przez chwilę zapomniałam o otaczających mnie problemach. W mojej głowie cały czas krzątała się jedna myśl. Dlaczego Chris, i dlaczego ja musiałaam być tego świadkiem? Gdyby nie ja nadal bylibyśmy szczęśliwą rodziną ze śląska. Westchnęłam, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica po czym założyłam wybrane ubrania. Wyczyściłam zęby uważając na aparat, wysuszyłam i rozczesałam włosy, zrobiłam cieniutką kreskę na powiekach, założyłam okulary które nosiłam nie wiem z jakiego powodu i wyszłam z łazienki. Chwyciłam wcześniej spakowaną tobę i zeszłam na dół.
W kuchni jak zwykle spotkałam uśmiechniętą od ucha do ucha Diane, która nucąc szykowała śniadanie.
- Dzień dobry - przywitałam się przytulając się do niej od tyłu.
- No hej - odpowiedziała melodyjnym głosem z uśmiechem nie przestając kroić pomidora
- A co ty taka szczęśliwa, hmm?
- No wiesz... Jutro wielki dzień - oznajmiła. Wiedziałam o co jej chodzi ale chciałam ją trochę podroczyć.
- Wielki dzień...? - spytałam niepewnym głosem
- Tylko mi nie mów że nie wiesz co jest jutro!
- Yyyyy.... osiemnaste urodziny sieci sklepów biedronka? Już czuję te promocje na czekoladę - udałam zachwyconą, na co moja "siostra" pacnęła się otwartą dłonią w czoło. W jednym momencie wybuchnęłam gromkim śmiechem - Żartowałam. Wiem co jest jutro - wysapałam przez śmiech na co moja współlokatorka podeszła do mnie z mordem wypisanym na twarzy i zaczęła mnie łaskotać. Odpowiedziałam jej tym samym przez co w całym domu było słychać nasze głośne śmiechy.
- Nie za wesoło wam? - z delikatnym uśmiechem do kuchni wszedł Alex na co natychmiastowo przestałyśmy się łaskotać.
- Nie! - odpowiedziałyśmy równo na co mój przyszły tata się zaśmiał.
- Okej, jedzcie śniadanie i się zbieramy. Podwiozę was do szkoły bo muszę jeszcze coś załatwić z właścicielem restauracji w której jutro będziemy odprawiać wesele.
- Tak jest kapitanie! - znowu odpowiedziałyśmy w tym samym czasie stojąc na baczność.
- No to do dzieła załogo - zasalutował przykładając dłoń do czoła, tak jak to robią w wojsku na co odpowiedziałyśmy tym samym i każdy rozszedł się do swoich zajęć. Czasami marzyłam o tym żeby mój tata się nie załamał i miał takie samo poczucie humoru jak on, no ale cóż... Rodziców się nie wybiera jak na jarmarku...


  Na terenie szkoły byłyśmy już o 7:45. Miałyśmy jeszcze 20 minut do lekcji więc nie śpieszyło nam się za bardzo. Wolnym krokiem udałyśmy się w kierunku szafek po potrzebne książki. Pierwsza była muzyka, a później polski. Kiedy tu przyszłam byłam strasznie zdziwiona że w tej szkole obowiązuje taki język. Oczywiście byłam z niego najlepsza, w końcu uczyłam się go od malucha. Z anielskim miałam zawsze większy problem. Najtrudniej było budować zdania i wypowiedzi ale jakoś w końcu się nauczyłam. Nawet teraz mam z nim lekkie problemy ale Diana na szczęście mnie poprawia.
Po drodze spotkałam mojego sąsiada, a mianowicie Justina. Kleiła się do niego jakaś dziewczyna, czyli innymi słowy kolejna zdobycz. Traktuje dziewczyny jak zabawki. Co tydzień ma inną. Już w pierwszym dniu kiedy weszłam do tej szkoły przyrzekłam sobie że będę jedną z nich. Miałam tylko to szczęście że na razie na mnie nie polował. Wszystko zawdzięczam okularom i aparatowi na zęby. Apropo tego dnia czekała mnie wizyta u dentysty i okulisty. Wreszcie pozbędę się tego drutu z zębów i przy okazji wizyty u okulisty zainwestuje w wygodniejsze okulary. Chciałam jakoś wyglądać na ślubie swojej matki. Zależało mi by była szczęśliwa, mimo iż tak ją skrzywdziłam.
Podeszłam do szafki, wpisałam kod i wyciągnęłam książki. Po głowie chodziło mi tysiące myśli co do dzisiejszego dnia, ale na szczęście przerwał mi je dzwonek na lekcję. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku klasy, przeciskając się przez tłum ludzi. Kiedy wreszcie dotarłam do słynnej sali nr. 23 odetchnęłam z ulgą że jeszcze żyje, gdyż ta szarańcza prawie mnie zadeptała. Usiadłam obok Diany u uśmiechnęłam się przyjaźnie. Dokładnie minute po moim wejściu do sali weszła pani Allen, nauczycielka polskiego i muzyki.
- Dzień dobry. - powiedzieli wszyscy chórem.
- Cześć dzieciaki. Dzisiaj będzie luźniejsza lekcja. Nauczymy się chyba najbardziej znanej piosenki w Polsce, i wyprzedzę wasze pytania, nie to nie będzie Mazurek Dąbrowskiego.
- A jak się nazywa ta tajemnicza piosenka jeśli można wiedzieć? - spytał ktoś z końca sali.
- Rudy Rydz - odpowiedziała z bananem na twarzy na co ja położyłam ręce na stole i walnęłam w nie głową wydając jęk zrezygnowania.
- Co się stało Davies?
- To ja już wolę zwykłą lekcję... - odpowiedziałam po polsku
- Nie lubisz tej piosenki? Myślałam że skoro masz taki kolor włosów to raczej będziesz się śmiać z tego powodu.
- Wystarczy że nazywają mnie Alwin i Lisica... Nie potrzebuję być jeszcze rydzem. Myśli pani że mam ochotę słuchać kobiety co śpiewa o grzybie..? A nie przepraszam ona wyje...
- Davies...
- Jestem Margaret! Tak trudno powiedzieć do mnie po imieniu?
- Jeżeli myślisz że krzykiem coś wskórasz to się mylisz. Jeżeli ci się nie podoba to wyjdź z klasy i nie przeszkadzaj mi w prowadzeniu lekcji - powiedziała spokojnie
- Z przyjemnością. Nie mam nastroju do słuchania tych jęków... - odpowiedziałam obojętnie i wyszłam z klasy. Usiadłam obok drzwi do sali i zamknęłam oczy. Niedługo po tym zza drzwi można było usłyszeć pierwsze dźwięki znienawidzonej przeze mnie piosenki. Westchnęłam i włożyłam w uszy słuchawki by skupić się na normalnej muzyce. Ktoś się musiał nieźle napić żeby taki tekst wymyślić... Chwilę później byłam skupiona tylko na muzyce wydobywającej się z moich słuchawek.


Spojrzałam na zegarek - pozostało jeszcze 15 minut lekcji. Wyciągnęłam słuchawki z uszu i ruszyłam w kierunku klasy w której miałam następną lekcję. Położyłam plecak pod ścianą, a sama się o nią oparłam zamykając oczy.
- Rudy rudy rudy rudy rydz, a ja rydza szukam... - ciche śpiewanie w polskim języku dobiegło moich uszu. Rozpoznałam ten głos...
- Czego chcesz? - spytałam szorstkim głosem.
- Pogadać - oznajmił już po angielsku ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Justin.
- Byś sie zdziwiła...
- Byś się zdziwił...
- Cięta riposta - zaśmiał się. Miałam ochotę dać mu w twarz.
- Zgasiłabym cię ale gówno się nie pali - uśmiechnęłam się zwycięsko i ruszyłam w kierunku łazienki. W pewnym momencie poczułam popchnięcie i mocne uderzenie w tył głowy i pleców.
- Nie takim tonem suko - chwycił mnie za ramiona i podniósł do góry jeszcze raz uderzając moimi plecami o ścianę. Spojrzałam mu w oczy i nagle wspomnienia powróciły. Spuściłam wzrok.

*WSPOMNIENIE*
Nie mogłam się pozbierać po tym wszystkim. Jak ona mogła nas zostawić z tym wszystkim samych?
Wracałam z parku. Lubiłam takie spacery. One mnie odprężały. Po tym wszystkim potrzebowałam trochę samotności.
Gdy tylko otworzyłam drzwi do moich nozdrzy dotarł smród alkoholu. Weszłam głębiej i zamknęłam za sobą drzwi. Było ciemno.
Jedynym źródłem światła był włączony telewizor, który stał w salonie. Zrobiłam kilka kroków w przód, co okazało się być błędem.
Poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramiona i pcha do tyłu zatrzymując mnie na ścianie.
- To twoja wina! - krzyknął ojciec swoim brytyjskim akcentem
- Co ja ci znowu zrobiłam?! - odkrzyknęłam zdesperowana na co dostałam w twarz.
- To przez ciebie ona odeszła! Przez ciebie nasza rodzina się rozpadła! Lepiej by było gdyby twoja matka poroniła kiedy była w ciąży z tobą!
- Puść mnie! Śmierdzisz piwem! Wiem że to moja wina ale nie musisz mi tego przypominać co wieczór! - ryknęłam mu prosto w twarz na za co poczułam pieczenie na drugim policzku.
- Nie tym tonem suko! - splunął po czym kopnął mnie w brzuch.
Skuliłam się na podłodze i kilka łez popłynęło po moich policzkach. Czułam się jak szmata do podłogi. Byłam w tedy tak samo poniewierana jak ona.

*KONIEC WSPOMNIENIA*


- Margaret..? Alvin!! Co jest?! - trząsł mną Justin. Kiedy zobaczył że z powrotem popatrzałam mu w oczy przestał. Moje spojrzenie było przepełnione żalem, złością i obrzydzeniem.
- Zostaw mnie w spokoju - szepnęłam i kilka łez spłynęło mi po policzku.
Zerwałam się na równe nogi przetarłam oczy, chwyciłam plecak i wybiegłam ze szkoły.
Zatrzymałam się dopiero kiedy byłam w parku. Usiadłam na jednej z ławek i wybuchłam płaczem. Wszystko zepsułam. Mogłam się nie godzić na ten wyjazd, ale oczywiście muszę zrobić wszystkiemu na wspak. Już od trzech lat żyje w tej pewności że gdyby mnie nie było, Chris moja mama i tata mieliby szczęśliwą rodzinę.
Po dłuższych rozmyśleniach ogarnęłam się trochę i ruszyłam w kierunku domu. Po drodze kopałam kamyk, który kształtem przypominał tak jakby serce..? Mniejsza o to, byłam już pod swoim domem. Wzięłam głęboki wdech, wytarłam zaropiałe od płaczu oczy i weszłam do środka. Było pusto. Jedyne dźwięki jakie było słychać to odgłosy pralki dochodzące z łazienki. Weszłam do kuchni, torbę kładąc na krześle kierując się w stronę lodówki. Wyciągnęłam z niej puszkę coli i usiadłam przed telewizorem. Nie leciało nic ciekawego oprócz filmu, którego widziałam już kilka razy na Disney Chanel o nazwie "Randka z gwiazdą". Jak na złość kiedy usiadłam wygodnie w fotelu zaczęła się reklama. Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do łazienki by zmyć z twarzy resztki eyelinera. Kiedy już szłam z powrotem zatrzymałam się chwilowo w kuchni wyciągnęłam z szafki paczkę popcornu po czym znowu wygodnie usadowiłam się przed telewizorem. Zawsze zastanawiało mnie czy stwierdzenie "kto się lubi ten się czubi" jest prawdziwe. Na przykład ja z Justinem się nienawidzimy i tylko nienawidzimy. Nie czuje do niego nic oprócz obrzydzenia. Odkąd przeprowadziłam się do Atlanty potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Najgorzej było na początku kiedy nie potrafiłam się pozbierać a on mnie tylko dobijał.
Potrząsnęłam głową aby odgonić wspomnienia i spojrzałam zegarek. Było już po 14 - znak że pięć godzin przesiedziałam przed telewizorem i nawet nie pamiętam co oglądałam. Westchnęłam ciężko i wstałam z kanapy. Dopiłam resztkę swojej coli, z której gaz już dawno się ulotnił, wyłączyłam telewizor, umyłam zęby i wyszłam z domu kierując się do stomatologa. Po dziesięciu minutach byłam już na miejscu. Przywitałam się z lekarzem i usiadłam na fotelu. Lekarz od razu zaczął ściągać druty z moich zębów. Nie minęło 30 minut a już mogłam wychodzić z gabinetu ciesząc się brakiem udrutowania w moich ustach. Następnym przystankiem był okulista. Szłam spacerkiem przez park rozglądając się w koło. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy widząc gromadkę dzieci bawiących się w piasku. Przypomniały mi się czasy kiedy to ja wraz z Chrisem bawiliśmy się w piasku kłócąc się o zabawki. Poczułam jak kolejna łza spływa mi po policzku więc szybko ją wytarłam i ruszyłam przed siebie. Długo nie zajęło mi dotarcie do budynku, więc szybko znalazłam się w recepcji by później udać się do poczekalni. Przede mną było kilka osób więc zaczęło mi się nudzić. Wyciągnęłam telefon i podłączyłam do niego słuchawki by za chwilę zatracić się w piosenkach ROOM94.
Po około godzinie przyszła kolej na mnie. Wyłączyłam muzykę i udałam się w kierunku drzwi gabinetu.
- Dzień dobry - przywitałam się z miłą kobietą w średnim wieku.
- Witam. Co Cię do mnie sprowadza? - spytała kobieta z uśmiechem.
- Chciałabym zmienić okulary.
- A coś się stało? Gorzej ze wzrokiem..?
- Nie. Wszystko jest w porządku. Nawet nie wiem po co je nosze, ale po prostu te są niewygodne.
- Chwileczkę. Pozwól za mną. - kobieta skierowała się do małego pokoiku z różnymi przyrządami. - usiądź - wskazała na krzesło obok stolika na którym znajdowało się urządzenie podobne do mikroskopu. Przynajmniej było łudząco podobne. - spójrz w te dwa szkiełka - wskazała na coś w stylu okularów od mikroskopu. Wykonałam polecenie. Kobieta zaczęła coś majstrować przy urządzeniu. Wydała z siebie cichy pomruk po czym wstała i chwyciła mnie za rękę ciągnąc w kierunku tablicy z literkami. Zaczynała wskazywać mi różne litery, nawet te najmniejsze, które nie były dla mnie żadnym problemem. W końcu kobieta odeszła od tablicy i usiadła przy swoim biurku. - podaj mi swoje okulary - kobieta wyciągnęła po nie rękę na co wzruszyłam ramionami i wykonałam polecenie. To co kobieta zrobiła przeszło moje najśmielsze oczekiwania, mianowicie złamała je na dwie części.
- Co pani..!
- Nie będą ci już potrzebne. Masz lepsze oczy ode mnie - kobieta przerwała mi uśmiechając się widząc moją zszokowaną minę.
- Alee...
- Nic nie mów. Nie wiem co za bałwan kazał ci płacić niepotrzebnie za okulary których w ogóle nie powinnaś nosić. Szczerze to mało mnie to interesuje, ale jeżeli myślisz że pozwolę Ci niszczyć swój wzrok to się grubo mylisz. Masz śliczne zielone oczy i nie powinnaś kryć ich za szkłem i niewygodnym plastikiem.
- Naprawdę ich nie potrzebuję?
- Naprawdę. A teraz zmykaj. - powiedziała z uśmiechem
- Do widzenia - odpowiedziałam nadal zszokowana i wyszłam z gabinetu.


Nie mam pojęcia kiedy znalazłam się w domu. Podeszłam do lustra i spojrzałam w nie zszokowana. Wyglądałam jak debil. W okularach moja twarz była dopełniona a teraz wyglądałam tak jakoś...łyso? Odcknęłam się dopiero kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
- Hejka Meggie! Czemu nie było cię na lekcjach? A tak właściwie to... - zamarła kiedy odwróciłam się w jej stronę - A tak właściwie to co ty ze sobą zrobiłaś?! - krzyknęła zszokowana Diana.
- Wyglądam okropnie - schowałam twarz w dłonie.
- Co?! Jak możesz tak mówić?! Jesteś śliczna!! - uśmiechnęła się odciągając moje dłonie od twarzy.
- Żartujesz sobie?! - burknęłam oburzona
- No chyba kpisz. Spójrz w lustro i powiedz mi co widzisz. - spojrzałam w lustro i już miałam otworzyć usta żeby coś powiedzieć ale ona kontynuowała - Widzisz śliczną dziewczynę z dużymi zielonymi oczami, rudymi włosami, jasną karnacją i pięknymi prostymi zębami. Jeszcze raz mi powiesz że jesteś brzydka to dostaniesz z patelni. - Zastrzegła sobie na co obróciłam się w jej stronę by coś powiedzieć lecz zamilkłam. Ona naprawdę trzymała patelnię. Chyba zauważyła moje zdziwienie bo od razu zaczęła wyjaśniać. - Mama chciała żebym kupiła nową patelnię z teflonu bo z tamtej rączka uleciała - wzruszyła ramionami i ruszyła do kuchni.
- Ahaaa...? Okej ja ide spać bo jutro czeka nas ważny dzień. Muszę wcześnie wstać. Dobranoc - uśmiechnęłam się w jej stronę ukazując równy szereg zębów i ruszyłam na górę.
- Zabiłabym za taki uśmiech..! - zawyła zrezygnowana i kontynuowała rozpakowywanie zakupów.
Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do pokoju. Przebrałam się w piżamę, położyłam do łóżka i schowałam pod kołdrą. Byłam tak zmęczona dzisiejszym dniem, że sen przyszedł do mnie bardzo szybko.

~*~

Mam nadzieję że jest okej xD
Pisany przez dwa dni :>
Chciałam już początek mieć z głowy i jakoś zachęcić do czytania bo prolog raczej nie jest zbyt zachęcający ponieważ nic nie da się po nim wywnioskować :P
Może się spodoba, może nie...
Ja jestem średnio z niego zadowolona, gdyż zawsze może być lepiej no ale... jak już wyszło :)
Miałam wene i musiałam to wykorzystać.
W następnym dziale będzie się działooo xD
Ale okej, nic nie mówię bo się wygadam.
Dziękuję wszystkim tym którzy przeczytali ten dział :)
Może to nie jest jakieś arcydzieło ale bardzo lubie pisać i to od małego i chciałabym się dzielić z innymi tym co mnie fascynuje.
Nie bez powodu kiedyś nazywali mnie bajkopisarką xD
Kinga - jeżeli to przeczytasz to wiesz o czym mówię :P
Jeżeli przeczytałaś/eś to skomentuj albo przynajmniej zaznacz pod rozdziałem w reakcjach że przeczytałaś/eś.
To motywuje do dalszego pisania.
Do następnego :))

środa, 29 maja 2013

Prolog

  Mówi "jestem jaka jestem" i nikt tego nie zmieni. Niepozorna, zagubiona dziewczyna w okularach pochodząca z Polski, która nie umie się odnaleźć w rzeczywistym świecie. Taka jest naprawdę. Czuje się tam dziwnie, jakby była w centrum uwagi...
  Nazywa się Margaret Davies i kilka lat temu przeprowadziła się do Atlanty lecz nie potrafi przyzwyczaić się do tego miejsca. Jej tata z pochodzenia jest Brytyjczykiem a mama Polką. To dzięki niemu ona i jej brat mięli tak oryginalne imiona.
Kilka lat temu wszystko było jak być powinno. Kochająca się rodzina, której nic i nikt nie mógł zniszczyć. Śląsk - to jej prawdziwy dom. Tam się urodziła, tam poznała swoją pierwszą przyjaciółkę, tam po raz pierwszy się zakochała i to tam czuła się najlepiej. Miała tylko 10 lat a już w tedy żyła pełnią życia. Nie marnowała czasu. Jej ulubionym zajęciem było wkurzanie swojego jedynego brata, Chris'a, którego kochała nad życie. Jej brat kochał motoryzację. Kręciła go szybka jazda i oczywiście wyścigi. Był zwykłym amatorem ale i tak wiele ludzi go szanowało za charakter i temperament. Wszystko przestało być takie kolorowe w czwartek 8 lipca 2010 roku. Rodzice zabronili mu jechać na wyścig, który wiele dla niego znaczył. Poprosił Meg żeby pomogła mu się wymknąć tego popołudnia pod pretekstem wypadu na lody lecz tak naprawdę zawiózł by ją do koleżanki na czas wyścigu. Wiedziała, że nie powinna ale zgodziła się, pod warunkiem że będzie mogła widzieć jak się ściga. Z bólem serca zgodził się, lecz żałował swojej decyzji.
Na miejsce dojechali z zawrotną prędkością. Już kilka minut przed wyścigiem była bardzo napięta atmosfera. W powietrzu unosiły się opary benzyny, potu, alkoholu i papierosów. Miejsce nie przypadło jej do gustu ale bardzo chciała pomóc bratu zrealizować swoje marzenia. Przed startem Chris podarował jej swój łańcuszek w podziękowaniu. Uśmiechnęła się niepewnie ale przyjęła go. Widziała jak bardzo mu zależy na tym żeby jej się odwdzięczyć.
Kiedy na sygnalizatorze świetlnym zagościło zielone światło było słychać tylko piski opon i głośny doping ze strony publiczności. Spodobało jej się to. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech satysfakcji gdy jej brat zbliżał się ku mecie jako pierwszy. Przejechał linię mety kilka sekund przed innymi zawodnikami. Wszystko skończyłoby się dobrze gdyby nie to że samochód nie zahamował. Samochód wpadł w poślizg co spowodowało zderzenie samochodu z murem opuszczonego domu. Niestety Chris'a nie udało się uratować. Dziewczynę dopadła depresja. Niemal od razu schowała łańcuszek Chris'a chcąc zapomnieć o nieszczęsnym czwartku i przyrzekła sobie że nigdy nie wsiądzie do samochodu osoby której nie zna, lub która lubi szybką jazdę.  Czuła się winna tego że zgodziła się z nim pojechać.
Na jego pogrzebie znalazło się bardzo dużo osób, w tym rodzina, przyjaciele i sąsiedzi. Za prośbą Meg jego nagroda za pierwsze miejsce, czyli medal został wtopiony w pomnik by w miejscu jego spoczynku była część jego życia. Część którą się pasjonował i w której był dobry. Najbardziej bolał ją widok płaczącej matki, która była pocieszana przez jej ojca. Dziewczyna przeżyła totalne załamanie kiedy jej mama odeszła od nich. Nie potrafiła pozbierać się po śmierci syna i postanowiła zacząć życie od nowa. Niedługo po tym jej ojciec się załamał. Stracił dwie z trzech najważniejszych osób w jego życiu. Zaczął pić, przestał pracować i stoczył się na samo dno. Niekiedy zdarzało mu się uderzyć Margaret ale potem strasznie tego żałował. Dziewczyna nie wytrzymała i poprosiła swoją matkę by ją stamtąd zabrała. Dopiero wtedy dowiedziała się że jej mama zdążyła ułożyć sobie życie na nowo i poznała mężczyznę, który miał córkę w jej wieku. Było to dla niej szokiem a jakby tego było mało, nadal miała żal do matki o to że ją porzuciła. Cieszył ją jedynie fakt że zechciała ją przygarnąć do siebie z powrotem i wyrwać z tego piekła.
Dziewczyna zamieszkała w Nowym Yorku, gdzie zaczęła chodzić do szkoły i poznała tam Diane i Stephan'a. Diana była jej tak jakby przyrodnią siostrą, z którą szybko znalazła wspólny kontakt. Ich rodzice byli ze sobą zaręczeni, co nie poruszyło bardziej dziewczyny gdyż Alex okazał się być fajnym facetem. Stephan jest chłopakiem Diany, który jest strasznie zakręcony. Miała okazję poznać także niejakiego Justina Biebera, który podkłada jej nogę na każdym kroku. Diana przez dość krótki czas patrzała na to wszystko z bólem wiedząc co dziewczyna przeszła. Niedługo później postawiła mu się przez co jej także się uczepił.
Dużo czasu to zajęło zanim Meg pozbierała się do kupy, Cieszyło ją to niezmiernie, gdyż już za kilka dni miał się odbyć ślub jej matki.

~*~

Hej hej hej!
No to prolog mam już za sobą :>
Musiałam sprawdzić jak to się pisze bo szczerze mówiąc jak widzę prologi na innych blogach to one robią za pierwsze działy a to zupełnie co innego :O
Okej, mniejsza :))
Mam dłuższy weekend więc postaram się dodać 1 dział jeszcze w tym tygodniu.
Mam fajną koncepcję na tego bloga ale zobaczymy czy wyjdzie...
Mam nadzieję że się spodoba i od razu mam prośbę. Jeżeli ktoś przeczytał tego posta to poprosiłabym o zaznaczenie poniżej takiego oto kwadracika:

 
No to do następnego :**